Myślałam,że będzie łatwiej
Nie zależy mi,żeby ktoś to czytał. Muszę z siebie wszystko wyrzucić, bo oszaleję!!
Nigdy nie myślałam,że będe mieć dziecko. Patrzyłam na mamusie pchające wózki i nic. Zero instynktu. Jakoś nie było mi to potrzebne do szczęścia. Nagle, po 10 latach, pojawiły się dwie kreski na teście i pytanie: co teraz?? Jakoś to będzie. W końcu jesteśmy razem 10 lat i damy radę. Pierwsze badanie w ciąży i od razu zwolnienie do porodu (zagrożona ciąża). Ja, która w życiu byłam chora tylko raz, mam siedzieć tak długo w domu??? Na szczęście mamy psy. Codzienne spacery dały mi odskocznię,żeby nie zwariować. Pod koniec ciąży, moje nogi były jak parówki i ugrzęzłam w domu. Czterdziesty tydzień minął jak z bicza strzelił. Czas porodu nadszedł, a mały miał inne plany. W końcu mamy kwarantannę. On zostaje w środku. Termin minął, dzień za dniem a tu nadal nic. Ostatnia wizyta u lekarza i jest decyzja: w poniedziałek wywołujemy poród. W nocy zosobty na niedzielę pojawiły się skurcze. Szybko do szpitala i jest 2 centymetry. Decyduję się wracać do domu. Po 20 godzinach lekarze robia cesarkę. Pojawia się mały, kudłaty grubasek...
Zwykle jest ładnie pięknie. Blogerki, insta mamuśki tracą zbędne kilogramy, wrzucają słodkie foty z bobasami... Ja mam dość. Minęło 2 i pół miesiąca a ja wysiadam psychicznie. Kocham tego bobasa najbardziej na świecie, ale jestem zmęczona. Ciągle tylko pieluszki, bodziaki, mleko i kołysanki. W dodatku młody nie chce spać w dzień. Jestem pierwszy raz mamuśką i to mnie przerasta....